Powszechna dostępność narzędzi szeroko rozumianej „sztucznej inteligencji” (AI) jest zdumiewająca. Wielu widzi w prędkości z jaką ukazują się kolejne generacje popularnych narzędzi rewolucję, na miarę tych z lat 80 (komputeryzacja), albo wczesnych 2000 (Internet). Słusznie można się spodziewać, że jeśli wszystko rozwijać się będzie dalej tak szybko jak dziś, to doprowadzić to musi do wielu przełomów, bezpośrednio dotykających każdego z nas. Niezwykle ciekawe nadchodzą czasy.

Ale to przed nami. Dziś mamy tak naprawdę dopiero raczkujące AI i efekty jego pracy są oczywiście spektakularne, ale nowość tkwi tak naprawdę w tym, że aby uzyskać wysokiej jakości produkt, nie trzeba spełnić łącznie tak wielu warunków, jak było to niezbędne przez ostatnie dziesięciolecia: odpowiedni sprzęt, oprogramowanie, materiały na których można pracować (własne zdjęcia, szkice, makiety, plany itp.), czas, umiejętności i talent. Dziś wystarczy mieć wyobraźnię i już można ekspresowo „tworzyć” tysiące wariantów swoich dzieł wizualnych tak długo, aż będziemy zadowoleni z uzyskanego efektu. Niezbędne jest jedynie opanowanie kilku bardzo prostych zasad. Przepisów na zaklęcia, które wypowiedziane do wszechpotężnego boga AI dadzą nam pożądany wynik. Łatwo jest stworzyć dzieło „idealne”. A nawet jest gorzej – trudno osiągnąć coś, co ideałem nie jest.

O gustach się nie dyskutuje, ale wszystkie silniki AI dokonują tak naprawdę niezwykle szybkiej selekcji elementów wybierając te, które statystycznie odpowiadają preferencjom jak największej liczby widzów. Wybierają to, co możliwie jak najdokładniej odpowiada zadanemu tematowi. Gdy poprosimy o sportretowanie jelenia na tle kwiecistej łąki, to otrzymamy niemal idealny kadr, w którym jeleń patrzy prosto w obiektyw, stoi nieruchomo i dumnie prezentuje swoje monstrualne poroże:

Wygląda to świetnie, ale gdyby złożyć cały album z fotografiami natury z takich tylko wyidealizowanych kadrów, to wyszłoby coś tak słitaśnego i nudnego zarazem, że zachwycić by mogło raczej jedynie przedszkolaków.

W mojej opinii ciekawa jest oryginalność, nietuzinkowe ujęcie tematu, wyjątkowość sytuacji. Nużące byłoby kartkowanie albumu złożonego z „idealnych” zdjęć, „idealnych” modelek, „idealnie” ustylizowanych i przyjmujących „idealne”pozy, w „idealnym” oświetleniu:

Choć nieuniknione wydaje się zdominowanie rynku wirtualnych uciech cielesnych przez takie do przesady ugładzone wizerunki kobiet (i mężczyzn) w pozach optymalnych, o kształtach nienagannych – to niekoniecznie jest to coś, co zmusić może konesera niewieścich wizerunków do skupienia na sobie uwagi na dłużej. W obrazach generowanych przez AI nie ma żadnej treści poza tym co widać. Takie zdjęcia nie niosą ze sobą żadnej opowieści. Nie zmuszają do uruchomienia wyobraźni, przez co są bardziej ulotne niż obietnice polityków przed wyborami. Nie intrygują, nie zastanawiają, nie cieszą zatem oka. Mimo swojej „idealności”.

…co może się zmienić w kolejnych wersjach. Niewątpliwie jest też ściśle powiązane z umiejętnościami AI „twórców”. Z ich opanowaniem sztuki tworzenia zapytań. Im dokładniej sprecyzujemy co chcemy zobaczyć na tworzonym obrazie, tym lepiej AI wie co na nim umieścić. Wszystko co powyżej napisałem może się zatem okazać nieaktualne już całkiem niedługo.

Ale na dziś, jest jak jest. Warto zatem cieszyć się nieidealnym światem. Takim jaki nas otacza. Bo właśnie to co niezwykłe, nieuśrednione, niewygładzone przyciąga wzrok. Zapada w pamięć, właśnie dlatego, że jest jedyne w swoim rodzaju. Bo kadr nie musi być zawsze idealnie ustawiony. Oświetlenie perfekcyjnie symetrycznie muskające twarz modelki nie w każdym przypadku wyciągnie na widok to co ma ona najlepszego. A uśredniony ideał piękna jest w gruncie rzeczy banalny. I znika z pamięci szybciej niż kolejna piosenka Dody.