Jerzy Szaniawski – „Profesor Tutka”.

„Klub Profesora Tutki” (1968).

Profesor Tutka był dziennikarzem
Niektórzy z rozmawiających panów twierdzili, że ludożerstwo istnieje do tej pory. Sędzia uważał, że to nie jest pewne. Doktor powiedział krótko: «bajki». A Profesor Tutka:

— Proszę panów. Nie wiem, czy ludożerstwo istnieje dziś jeszcze, ale istniało na pewno jakieś trzydzieści lat temu. Byłem wówczas młodym człowiekiem i poznałem redaktora pisma. Opowiedziałem w kawiarni parę historii z niedługiego jeszcze mego życia, a redaktor uznał, że mam zdolności improwizacyjne. Zaproponował mi pracę w swoim piśmie. Dał mi takie zadanie: «Pójdzie pan do dzielnicy portowej, znajdzie pan gospodę Pod Lampartem; dowiedziałem się — mówił redaktor — że tam przesiaduje pewien kapitan floty handlowej, który po rozbiciu statku dostał się na wyspę zamieszkałą przez ludożerców, skąd go cudem uratowano. Pozna go pan po tym, że pali fajkę, pije porter i patrzy w przestrzeń. Poprosi go pan o wywiad. Nie chodzi o to, żeby to, co panu poda, było zupełnie prawdziwe — ale ma to być — egzotyczne. Wykaże pan swoje zdolności».

Poszedłem Pod Lamparta. Dzień — osób niewiele. Zobaczyłem człowieka z fajką, który pił porter i patrzył w przestrzeń. Przedstawiłem się i poprosiłem o wywiad.

Ludzie starsi, jak ja, wiedzą bez dodatkowych wyjaśnień czym był tygodnik „Przekrój„. Dla młodszych, jednym zdaniem: zanim powstał Internet, zanim telewizja zyskała kolor, całym Twoim fejsikiem, insta i twiterkiem były kolorowe czasopisma. „Przekrój” był wydawnictwem, które dawało swoim czytelnikom wszystko: wiadomości bieżące, plotki, modę, recenzje filmowe, śmieszne obrazki, zdjęcia i grafiki, dowcipy słowne, krótsze i dłuższe formy literackie. Wszystko to w sposób, który wytwarzał jedyną w swoim rodzaju więź z czytelnikiem. Tak właśnie – interakcja polegająca na aktywnym komentowaniu ostatnich wydarzeń, problemów czytelników i publikowanych treści, nie powstały wtedy, gdy pod wpisami w Internecie pojawiły się okienka do wpisywania swoich uwag. To wszystko niezwykle angażowało już nasze babki, kilkadziesiąt lat temu. Odbywało się tylko nieco wolniej: Twój komentarz tkwił w moderacji tydzień (lub dwa), bo zamiast pojawić się od razu pod tekstem, mógł zostać wydrukowany najwcześniej w kolejnym wydaniu pisma.

W „Przekroju” drukowane były w latach 50 i 60 ubiegłego wieku opowiadania, których bohaterem był Profesor Tutka.

Każde opowiadanko było zamkniętą historią i zazwyczaj powielało ten sam schemat: W ulubionej kawiarni spotykają się wieczorową porą starzy przyjaciele: Profesor (Tutka), Rejent, Sędzia, Doktor i Mecenas. Zacni obywatele Miasta. Jeden z nich zagaja jakiś temat – np. opowiada co go spotkało dnia poprzedniego. Wtedy Tutka rozpoczyna swoją opowieść à propos, roztaczając przed szanownym audytorium, oraz oczywiście czytelnikiem, barwną historię jaka „kiedyś mu się przydarzyła”. Historie owe niejednokrotnie zakończone są zaskakującą pointą, stawiającą przytoczone na początku zwykłe przypadki dnia codziennego w zupełnie innym świetle.

Opowiadania drukowane były przez lata. Ich autor, pan Jerzy Szaniawski, był niezwykle poważanym literatem, który uznanie zdobył jeszcze przed II WŚ (urodził się w 1886 roku, zmarł w 1970). W latach 50 XX wieku, w okresie w którym w PRL panowały stalinowskie porządki, Szaniawski odmówił podporządkowania się „jedynie słusznej” linii i propagowania w swojej twórczości komunizmu. Został przez to pozbawiony możliwości publikowania swoich dzieł, z wyjątkiem druku w Przekroju.

Nigdzie nie jest wyraźnie powiedziane, w jakim czasie i przestrzeni mieści się świat, przedstawiony w opowiadaniach Profesora Tutki. Czytając je odnoszę wrażenie, że jest to oczywiście Polska, ale taka jaką byłaby, gdyby II Wojna Światowa nie miała w ogóle miejsca. Gdzie wszystko jest kontynuacją niczym nie zmąconego życia ludzi przedwojennych – we współczesności. Czytelnik przenosi się zatem w przestrzeń nie zbrukaną wojną, ani czerwoną zarazą komunizmu. Profesor swobodnie opowiada o podróżach jakie odbywał po całym Świecie, co dla obywateli PRL nie było wcale takie proste. We wszelkich opisach interakcji z „czynnikami oficjalnymi” (prezydentem miasta, policjantem, zawiadowcą stacji, sędzią itd.) nie ma miejsca na wszechobecną w tamtym czasie partię, ani na jakiekolwiek odniesienia do „ludowo-demokratycznego” ładu. Jakby Szaniawski negował konieczność życia w kraju opanowanym przez pachołków Moskwy.

Niezwykle ważne (dla mnie) jest to, że na podstawie tych opowiadań powstał serial telewizyjny w reżyserii i według scenariusza Andrzeja Kondratiuka. W serialu owym w rolę profesora Tutki wcielił się niezrównany Gustaw Holoubek. Wcielił się, to za mało powiedziane – on stał się Tutką. Jego aparycja, sposób przedstawiania emocji (niezwykle powściągliwy) a przede wszystkim – wysławiania się, złączyły nierozerwalnie Tutkę z Holoubkiem. Zresztą zobacz:

Odcinków serialu jest tylko 14, a opowiadań Szaniawski napisał znacznie więcej. Kiedy zatem pragniesz poznać więcej opowieści Profesora Tutki, musisz je przeczytać. Zanim to zrobisz, obejrzyj jednak serial. Spokojnie i powoli rozkoszuj się niezbyt szybką narracją, doceniaj zgrabnie składane zdania, wsłuchaj się w intonację i tembr głosu Gustawa Holoubka. Wtedy jest jest szansa, że będziesz mieć tak jak ja: czytając zbiór opowiadań, będziesz słyszeć w głowie ten głos. A to przyjemność sama w sobie. Polecam!